wracaliśmy około dwudziestej drugiej, z szóstego już spaceru w tym tygodniu. - tak nawiasem, czemu ni stąd, ni zowąd, zacząłeś się ze mną spotykać? kiedy ostatnio byłeś z ekipą? - zapytałam, przerywając powiedzmy pięciosekundową ciszę. myślałam nad tym pytaniem już jakiś czas. - bez powodu. - odparł, bez emocji. - usiądźmy. - poprosiłam Go, kiedy zbliżaliśmy się do kolejnej ławki. spełnił moją prośbę. wyjęłam z kieszeni rękawiczki, i założyłam je na dłonie. - zimno Ci? - zapytał z czułym spojrzeniem. pokręciłam przecząco głową. wtedy zsunął się z ławki, i kucnął przy mnie, opierając dłonie na moich kolanach. - mam nieczyste zamiary co do Ciebie. - szepnął, uwodzicielsko. uśmiechnęłam się. - zaciągniesz mnie w krzaki, zgwałcisz i pozwolisz zamarznąć? a może wynajmiesz pokój w hotelu, spędzimy upojną noc, naćpam się nadzieją na to, że coś między Nami będzie, a rano obudzę się sama w łóżku? - podsunęłam z uśmiechem. - gorzej. planuję nigdy nie przestać Cię kochać. - szepnął, niepewnie.
|