szłam przez miasto z słuchawkami w uszach. włóczyłam się bez sensu, ot tak. zauważyłam Cię stojącego pod starą kamienicą. czekałeś na kogoś. gdy zobaczyłeś mnie z daleka gwałtownie wyciągnąłeś fajkę i odpaliłeś ją. wiesz dobrze, że takiego Cię nienawidzę. myślisz, że wzbudziłeś tym we mnie jakieś cholerne poczucie winy? nie. to Ty mnie przez cały czas okłamywałeś, nie ja Ciebie. taka była kolej rzeczy. po prostu. /kszy
|