Absolwentem Harvardu ulicznego
Starzy najebani nie dbali o niego
Wigilię z kolegą w oczach znieczulica
Choć już prawie tonie brzytwy się nie chwyta
Ma świadomość zło na niego czyha
Jest bardziej podatny
Jego bracia już zaliczyli mamry
W poszukiwaniu manny
Chcąc być bardziej fajnym nosić modne najki
On śmigał w sofiksach nie znał się na piksach
W szkole dobra średnia
Nie chwalił się w domu bo rodzina obojętna
Szybciej wydoroślał mimo wszystko jednak
Zachował twarz dziecka
Sumienie czyste teraz swoją ma rodzinę
Perspektywy inne więzi bardzo silne
Nikt ich nie zniszczy
Swoją wytrwałością zbudował je od zgliszczy
Dziś został lekarzem i cierpienie niszczy
Patrzy i widzi jak syn jego rośnie
Dzisiaj jest tak pięknie a było tak żałośnie
|