Zegar wybił południe, niepokój,
Gdzież codzienny rytuał?
Podchodzi,
Szarpie me długie włosy
Wali głową w ścianę, raz i drugi,
Aż przygryzę z bólu wargi, puszcza,
Upadam.
Raczy mnie podnieść
Z nosa do ust, po brodzie spływa
Potok krwi,
Tryska purpurą, gdy wymierza cios
Potem drugi w brzuch i żebra.
Zwijam się w pół, pluje krwią
Mój błąd,
Poprawka…
I powtórka poprawki…
Mrużę oczy i… ostatni rzut na ścianę
Spływam po niej jak struga wody,
Ostatnie kopnięcie w klatkę piersiową.
Blond włosy zabarwione krwią.
Gwałci, odchodzi wyciszony,
I tym gestem kończy się kolejny dzień… / fackyea
|