świat zaczyna mi się kruszyć w palcach. wymyka się coraz częściej, zupełnie bezszelestnie kilkadziesiąt oddechów po północy. pozostawia po sobie ciszę wdzierającą się pod nabłonek niespokojnych dłoni. powoli uczę się czekania, bycia cierpliwą..., a przynajmniej cierpliwszą niż do tej pory. świat powrócił dzisiaj rano, tuż po kilkunastu szybszych cyklach pracy serca. świat zostaje w moich dłoniach, które będą go otulać czekaniem i tęsknotą o zapachu jaśminu, czekaniem na listopadowy dzień.
|