Pamiętam jak powiedział, że to koniec. Odchodzi. Jakiś głupi, pieprzony żart. Czułam jak moje serce cholernie piecze. Ale nie, przecież muszę być silna, nie mogę się załamać. Choć ledwo stałam na nogach, ale nie mogłam się poddać, nikt nie mógł poznać po mnie smutku. Nie potrafiłam nad sobą zapanować. Skulona usiadłam krzycząc, czemu to właśnie ja straciłam swój najsłodszy narkotyk?! Otępiona, spuchnięta – nie podniosłam się już nigdy, z tego jebanego dołu..
|