wdrażałeś siebie we mnie, najpierw zaraziłeś mnie ironią i sarkazmem, skazując mnie na klątwę wypowiadania się tylko tymi formami, potem podzieliłeś się ze mną rakiem, wdmuchując w moje powietrze resztki niezużytej choroby, ucząc powoli z dnia na dzień samodzielnie się nią pożywiać, na koniec opowiedziałeś mi historię swojej miłości i tego jak odeszła, żebym była przygotowana na to że miłości nie ma... na pożegnanie odbierając mi nadzieję uświadomiłeś że na żadną z tych wad się nie umiera
|