To miało być tylko pożegnanie. Miałam powiedzieć kilka ciepłych słow, nie krzyczeć, nie kłócić się. Powiedzieć, żeby się nie martwił, że ja sobie poradze. Tymczasem ja siedziałam jak oniemiała. Nie umiałam wykrztusić słowa... Cichym szeptem wyznałam na uczcho "Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć". Odparł mi tylko: "Nie martw się, ja sobie poradze, jestem już dużym chłopcem" Potem nastała cisza. Odwiózł mnie do koleżanki, zaszedł ze mną do sklepu , kupił 2 swoje ulubione marcepany. Wyszedł przytulił pocałował w usta i obiecał, że nie zapomni. Nigdy się więcej nie spotkali...
|