Diabeł znów nawiedza mnie co noc, próbując zniszczyć wszystko, co udało mi się zbudować. Rozmawiałam z nim niedawno. Szydził ze mnie. Jak zawsze zresztą. Powiedziałam mu, że kocham, że mam nadzieję, że wierzę. Wyśmiał mnie.
- Wierzysz? W co? - zapytał, patrząc na mnie z pogardą.
- Że można mnie pokochać, że On nie odrzuci moich uczuć, że będzie dobrze, że... - zawahałam się.
- Oboje wiemy, że On Cię nie kocha.
- ...
- To dlatego codziennie wieczorem płaczesz w poduszkę.
Milczałam. Miał rację.
- Pamiętaj, piękna. Widzę wszystko. Jesteś żałosna, wiesz? - zapytał, po czym wybuchnął tym charakterystycznym, szyderczym śmiechem. I zniknął, tak samo szybko, jak się pojawił. Tak, jak znikają diabły.
Stałam tak jeszcze chwilę. Miałam ochotę się popłakać, ale zabrakło mi łez. Towarzyszyło mi jedynie to podłe uczucie pustki. Wszechogarniającej pustki.
Myślałam, że tym razem będzie inaczej.
Znów podciął mi skrzydła.
|