`Wyszła na spacer dokładnie w południe. Jej długie, lniane włosy pogładził lekki podmuch wiatru- jakby głaskał zboże. On czekał naprzeciw niej, na skraju chodnika, nie mogąc zdobyć się na żaden gest czy słowo. Chłonął całą jej postać, jej miękki chód i melodyjny głos. Dwa metry przed nim przystanęła na chwilę i spojrzała na niego najpierw obojętnie, a potem oczy jej rozbłysły tak jak w przeszłości, gdy spotykali się pod jej domem, nad strumieniem. W tych głębokich oczach była wtedy bezgraniczna wiara w niego i w nich, w ich pomyślny czas, w ich ziemską i wieczną nieskończoność. Za to spojrzenie oddałby życie. Ukląkł przed nią automatycznie. Czuł magię jej wzroku tylko przez chwilę. Odwróciła głowę i przeszła obok niego bez słowa.
|