Spojrzał mi prosto w oczy. Martwię się o Ciebie. Nie wiem, co robic. To musi się kiedyś skończyc. To musi się skończyc. Boże, za jakie grzechy...? Nie byłam pewna czy dobrze go rozumiałam. Mówił bardziej do siebie niż do mnie. (...) Zabolało, zabolało okropnie. Oczy na powrót zaszły mi łzami. Dlaczego mi to robisz? Obiecałeś. Obiecałeś! Tak bardzo Cię potrzebuje! Nie zniosę tak dużej dawki samotności. Byc może próbował się tylko uwolnic z pewnego beznadziejnego dla siebie układu. Mając na względzie jego dobro, nie powinnam była mu w tym przeszkadzac...
|