Darzyli się uczuciem ogromnym, namiętnym i długim. Byli ze sobą 4 lata. Mieszkali w Tarnowie. Mieli wziąć ślub. Ona szykowała suknię ślubną, wybierała bukiet, wysyłała zaproszenia. On wyjechał do Gdyni, taką miał prace. Nagle to wszystko przestało mieć dla niej znaczenie. Właśnie wychodziła gdy zadzwonił telefon. To był on. - Skąd dzwonisz? - spytała. - Z Gdyni. - Żartujesz sobie, przecież w sobotę bierzemy ślub, miałeś dzisiaj wracać. - Wiem, ale muszę zerwać z tobą zaręczyny. - Co takiego? - mówiła z płaczem. Nie chciał jej odrazu powiedzieć. W końcu od niego wyciągnęła. Dwa dni temu wpadł pod samochód i lekarze musieli pozbawić go ręki. Odłożyła słuchawkę. Spakowała się i wyjechała. Dokąd? Po narzeczonego, w sobotę biorą ślub.
|