Nieprawda, że to zaczyna się od spotkania i spojrzenia w oczy. To się wykluwa w samotności. Niewidocznie. Niepotrzebne są pocałunki. To zaczyna się od snu, w którym ledwie majaczy ta postać. Najpierw -przebudzenie. Zdziwienie. Więc to tak? Sen? Dlaczego? Kto zawinił? Jaki popełnił błąd? Skoro nie wiadomo, kto i jak to spowodował, jakże z tym walczyć? Potem cień zaczyna pojawiać się na jawie. Lekkie drżenie przeradza się w niepokój. Może się jeszcze rozpłynie? Może dałoby się jeszcze uciec? Ale dokąd uciec przed cieniem? Przed własną obsesją. Może w ciemność. Trzeba by w ogóle wyrzec się światła. Kiedy już się rozprzestrzeni, zjada po kolei wszelkie codzienne myśli. Zaczyna od najwyższych pięter. Potem przechodzi w dół. Zadomawia się między sprzętami. Infekuje nawet buty. "Włożę dzisiaj te ładniejsze". Dlaczego? Dlatego. Albo: "Te, co wtedy". Kiedy? Nieważne. Odpowiedź jeszcze niemożliwa. Trzeba by się przyznać przed sobą do zbyt wielu rzeczy. A wstyd.
|