Opalają jej gardło poranne kawy łyki, tęsknotę wygaszają, jak mocne narkotyki. Za papierosem płyną kolejne rozrachunki, sumienia zadrapania, jak po butelce wódki. Na lustrze nowe rysy od siły jej paznokci, a para spod prysznica bezdennie szyby kopci. Na podrapanym ciele już nie chcą spać spokoje, nie wini tylko siebie, bo byli wczoraj dwoje. A teraz zapomina, jak smakowały usta, jak przez gryzione zęby sączyła się rozpusta. Już nawet nie pamięta jak wtedy go nazwała, być może nie chce wiedzieć lub nigdy nie wiedziała. Na lampce wiszą resztki jej rozebranych wspomnień, więc siada jak manekin pod roztłuczonym oknem i stara się przypomnieć..
|