I w pewnym momencie straciłam wszystko. Straciłam Ciebie, a tym samym sens codziennego wstawania z łóżka, sens uśmiechu, sens życia. Zaszywasz się w czterech ścianach i siedząc na parapecie w pomiętej bluzie płaczę z bezsilności. Od czasu do czasu odsłoniam firankę i patrze w słońce, które kiedyś dawało chęć życia. Kojarzyło mi się z czymś pięknym. Teraz ten widok sprawia tylko ból, przypominając te wszystkie chwile. Chwile najpiękniejsze w moim życiu. Mimowolnie się uśmiecham ze łzami w oczach, wspominając ten czas. Gratuluję sobie w myślach, że w jak zwykle doskonały sposób udało mi się wszystkich okłamać, że rozpiera mnie szczęście. Chwile potem przeklinam świat uświadamiając sobie, że odebranie sobie tego cholernego życia byłoby dla mnie najlepszym rozwiązaniem.
|