I tak trwała w tym gównie z toksycznym koluniem,
Radzili jej rzuć to w pizdu, mówiła nie umiem,
Dręczyli się z jej bólem wszyscy bliscy wokół,
Ale gdy była przy nim osiągała święty spokój,
W natłoku myśli zastanawiała się często,
Czy ta toksyczność ją zniszczy czy osiągną zwycięstwo,
I gdy już się wydawało, że są prawie w domu,
On znowu swoim pierdoleniem wpędzał ją do grobu,
Jak ziomuś się skończyły ich wspólne wojaże,
Nie czaję, ale zdaje się, że nie pod ołtarzem,
Już ich nie spotykam razem ani osobno,
Zniknęli, przepadli jak kamień w wodę podobno.
|