gdy przyjeżdżałam do niego zawsze witał mnie na schodach, patrzył na moją sylwetkę błyszczącymi oczyma, jego miłość biła na kilometr. zanim weszłam całował mnie namiętnie i ostrzegał kto jest w domu. potem brał delikatnie moją dłoń, otwierał drzwi i wprowadzał mnie do kuchni, po krótkim dzień dobry z jego rodzicami, szliśmy na górę. tam długo rozmawialiśmy lub spaliśmy, bywało też, że płakaliśmy. niestety potem te pogawędki stawały się rutynalne, a jedyną płaczącą osobą byłam ja. zazwyczaj tylko przytulaliśmy się mocno, z lękiem przed utratą. nasza miłość przeistoczyła się w przyzwyczajenie, którego tak bardzo pragneliśmy uniknąć. wtedy poraz pierwszy pomyślałam, że wszystko wygasa z czasem.
|