inaczej myślę w poniedziałki, inaczej w czwartki. wszystko jest zupełnie inne o 17:34 od tego co było o 17:29. jestem książkowym przykładem niestabilności i dezorganizacji. co minutę zachodzi we mnie trzynaście tysięcy zjawisk, które mam ochotę wykrzyczeć, opowiedzieć, wypłakać. od lat jednak górę bierze pogarda do słabości i emocji, strach przed okazywaniem uczuć. zastanawiam się który to już raz łudzę się, że gdzieś na świecie isnieje jednostka, która potrafi mnie ocalić. który to już raz staram się czymś podzielić i który to już raz przyjdzie mi znów wszystko skasować, bo robi mi się głupio na samą myśl, że się dzielę. i właśnie tak wygląda ten schemat. chcę się podzielić, ale uważam to za głupie. chcę otrzymywać emocje, ale sama nie potrafię ich okazać. za kilka minut pewnie mi przejdzie i na wszystko będę patrzeć poprzez pryzmat "jest zajebiście", a potem pójdę sobie powmawiać, że samotność mi pomoże i znów wrócę do punktu z e r o .
|