"Wchodzę sobie dziś do klatki schodowej, nie mojej. Gdy tylko zdążyłam nacisnąć guzik domofonu, podjechał chłopak na rowerze, na moje oko miał dwadzieścia kilka lat, chłopak, nie rower. Weszłam, stanęłam bokiem i trzymam drzwi otwarte, chcąc żeby sobie wszedł z tym rowerem na ramieniu, przecież wiem z własnego doświadczenia, że to nie takie przyjemne, kiedy drzwi chcące się zamknąć walą w kierownicę roweru, gdy wchodzi się do klatki. Chłopak wszedł, owszem. Spodziewałam się, że pójdzie bez słowa na górę, ewentualnie, że rzuci przez ramię jakieś „dzięki”, czy uśmiech… Szłam za nim, ja na pierwsze piętro, on chyba jeszcze wyżej, przystanął już po kilku pierwszych schodach, na półpiętrze, zastawiając mi rowerem przejście: ,,To nie Ty powinnaś otwierać ludziom drzwi, to oni powinni otwierać je przed Tobą”. I poszedł. Niby nic się nie stało, a zapamiętałam ten dziwny ton jego głosu."|| martusia005
|