Była 23:40 wracała samotnie parkiem, drogę rozjaśniała jej tylko latarnia , która migając żegnała się z światem. Trzymała w ręku wódkę, co chwilę potykała się na swoich kolosalnych szpilkach.
Łzy spływały jej po policzku, które już dawno zniszczyły makijaż.
Szła samotnie, w głowie mając obraz siebie z przed kilku latem z czystym sercem, nie skalanym miłością. Uklękła, usiadła przed drogę szedł czarny kot. Powiedziała dosyć z Tym, już nigdy nie będę płakać z miłości. Wezwała taksówkę i pojechała do najbliższego klubu w drodze poprawiając sobie makijaż.
|