Żyję chyba w równoległym wszechświecie, gdzie łapiesz mnie za rękę i mówisz, że mnie kochasz.
Na środku ulicy, w środku nocy.
Pod wpływem, na pewno nie chwili, a mocniejszych specyfików.
Gdzie ja Ci mówię, że przytyłeś.
Gdzie leżysz na środku ulicy o 3:00 i krzyczysz, że Ci zależy.
Kiedy ja tego nie chcę.
Kiedy moje dłonie uciekają do mojego ciała.
Mam dystans, mam honor.
Która godzina? Spóźniłeś się, wyszłam z pracy.
Wyjechałam na urlop do normalnego świata.
Uderzyłam głową o rzeczywistość rozbijając przy tym nos, wraz ze wszystkimi marzeniami, pragnieniami, uczuciami.
Uleciały razem z krwią i alkoholem w wydychanym powietrzu.
I siedzę w swoich 4 ścianach, które zaraz nie będą moje, i palę sobie.
Mam swoje zdanie i tego się trzymam.
W rozpiętych spodniach 34, zapiętych tylko na złoty pasek.
|