siedziałam na przystanku autobusowym. jeden z przechodniów upuścił jakąś małą kartkę. brunet, około metr osiemdziesiąt pięć, szmaragdowe oczy. był piękny. czym prędzej zerwałam się z miejsca i podbiegłam po zgubę. chciałam mu Ją oddać, ale kiedy złapałam w dłonie.. to był bilet na pociąg. 'kierunek: szczęście. peron: 4. odjazd: 16.00.'. pośpiesznie spojrzałam na zegarek. została mi tylko godzina. obecnie kierował mną czysty egoizm. przywłaszczyłam sobie własność, tamtego przystojniaka. chciałam tylko być szczęśliwa.. schowałam jakże ważny świstek do kieszeni swetra i zasunęłam ją. ruszyłam biegiem w stronę dworca. gdy już tam dotarłam kręciłam się po wszystkich peronach. zbiegałam po schodach z góry na dół, i odwrotnie. odnalazłam peron 1, 2, 3.. 4 nie było. wyczerpana opadłam na ziemię. uświadomiłam sobie, że miałam szczęście na wyciągnięcie ręki, ale odmówiłam przez zwyczajny egoizm. tamten brunet był moim szczęściem, z którego tak perfidnie zrezygnowałam.
|