Nie wiedziałam, że najpierw upiłam się
spirytusem
do odkażania stołu zabiegowego, potem
zjadłam
całe opakowanie środków uspokajających dla psów i
drugie,
ale dla kotów (że też ogon mi za karę nie
wyrósł!).
Większej ilości trutek widać nie znalazłam, bo
postanowiłam
dokończyć dzieła jednym precyzyjnym
cięciem.
A myślałam, że jestem estetką i jeżeli już, to umierać
będę bardziej romantycznie...
Życie uratował mi — nieproszony—Dziadek
Aureliusz
i miałam durne szczęście, że upadłam na krwawiącą
rękę,
własnym ciałem tamując krwotok. Żeby potrójnego
samobójstwa
nie móc popełnić spokojnie, to trzeba
mieć
pecha.
|