szła ścieżką, w ulubionym parku. było ciemno. idąc, dławiła się łzami, spływające po policzku krople, sprawiły, że jej twarz była opuchnięta. - nie będę przez niego płakać - wmawiała sobie, bezsensu. albowiem po wypowiedzeniu słów, do oczu napływała kolejna, jeszcze większa dawka słonych łez. usiadła na ławce, gdzie zawsze spotykali się we dwoje. wtedy poczuła jego zapach, rozpoznała kroki, i głos - co tu robisz sama? - usiadł obok niej. - czekam na ciebie. - wyszeptała, ciągle płacząc. zawinął dłoń w rękaw i otarł jej twarz z płynnego smutku. - wróć do mnie. - i w jego oczach pojawiły się łzy. i gdyby nie on, to zapłakała by się na śmierć.
|