Nie umiała wydusić z siebie żadnego słowa. Zaczęła płakać jak małe, bezradne dziecko, któremu odebrało się lizaka. Zsunęła się pod ścianą, podciągnęła kolana pod brodę, nałożyła na nie bluzę i usiłowała się uspokoić. Wyszeptała zachrypniętym głosem coś do siebie : kochanie, pewnie nawet nie wiesz jak się nazywam. Tak bardzo chciała nie istnieć, zapomnieć o nim. Jednak życie dawało o sobie coraz częściej znak. Rzeczywistość uderzała ją z całej siły w serce. Nie umiała sobie poradzić. Dopiero wtedy doszło do niej, że tak naprawdę nie ma już nic.
|