siedziałam na szkolnych schodach ze łzami w oczach. tęskniłam za Nim. jeszcze tydzień temu nie było mowy o tym, że Go stracę. stał w końcu korytarza z grupką kumpli. żartowali, śmiali się. byli szczęśliwi. On też. nauczyciele i uczniowie przechodzili obok bez mrugnięcia okiem. ludzka odporność na cierpienie innych. no bo widzieli! musieli widzieć.. wtem usiadła obok mnie dziewczyna z przeciwnej klasy. spojrzała na mnie, potem w Jego stronę. pokręciła z niedowierzaniem głową i cicho syknęła. spojrzałam na Nią niepewnie. - co to ma być? Wasze cudowne szczęście? motylki w brzuchu, rumieńce na twarzy, głośne kołatanie serca? gdzie ta Wasza cholera miłość?! - wykrzyczała. - przestał udawać. bawić się. - odparłam zachrypniętym tonem i rozpłakałam się uświadamiając sobie prawdę. mydliłam sobie oczy. teraz moje usta zdradziły cały sekret. zrozumiałam. NIE KOCHAŁ MNIE. NIGDY MNIE NIE KOCHAŁ. te, na pozór normalne wyrazy.. kilkanaście sylab.. a wywołują tak potężny ból.
|