Siedzieli razem na mokrej trawie, wypatrując gwiazd na pochmurnym niebie. Zbierało się na deszcz, nie mogli wypatrzyć żadnego blasku na niebie. Nie mógł potrzymać jej za rękę pokazując jej palcem coraz to nowsze konstelacje gwiazd, o których sam nie miał pojęcia ... Nie mógł przyrównać niczego do gwiazd, brakowało natchnienia. Nikły blask księżyca oświetlał jego i tak bladą cerę. Wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana, a on przed siebie. Badała go szczegół po szczególe, starając się nauczyć go na pamięć. Wiedziała, że ucieknie, prędzej czy później. Nagle odwrócił się napotykając ten jej tęskny wzrok. Speszona spuściła głowę w dół. Czuła się jak małe przyłapane dziecko na kradzieży lizaka. Był bystry, uśmiechnął się podejrzliwie i kazał wytłumaczyć co to był za wzrok ...
|