- Możesz mi powiedzieć co ty tu robisz? - spytała. - Stoję i czekam. To co ze moknę. Nie patrz na deszcz dla mnie on teraz nie istnieje. - odpowiedział. - Niby na kogo czekasz? I po co pod moim domem. I jak wytłumaczysz te kamienie na moim balkonie?! - wykrzyczała. Była zdenerwowana. Widząc jego twarz chciała się rozpłakać. Kochała go, ale mimo to była twarda. - Na ciebie, na nas. - odpowiedział. - Ha! Nie ma już nas! Sam mi tak wczoraj powiedziałeś! Więc nie masz na co czekać! Idź do domu i.. - zamilkła. Mimo deszczu widziała łzy, które wypływały mu z oczu i spadały na policzki. - Nie płacz. To twoja wina. Sam chciałeś się rozstać, a teraz wracasz o 2 w nocy. Rzucasz kamieniami w mój balkon i jeszcze... Eh. Idź do domu nie mam ochoty znowu tego przerabiać. - powiedziawszy to chciała się odwrócić, lecz złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. - Popełniłem błąd. Myślałem, że potrafię, ale nie umiem. Nie chcę i przepraszam. Przepraszam za wszystko. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
|