siedziałam na schodach,szkolnego korytarza.ówcześnie wybiegając z klasy.zaciskając pięści starałam się,ustatkować swój oszalały rytm oddechu.płakałam.zanosiłam się płaczem z bezsilności.właśnie wtedy zadzwonił dzwonek.tabuny ludzi,zaczęły przewijać się koło mnie.każdy tylko spoglądał na mnie obojętnie,nie pytając nawet,czy potrzebuje chusteczki.właśnie wtedy zjawił się On.stanął przede mną, zarzucając na ramie swój plecak.-dlaczego Ty płaczesz?-zapytał,unosząc ironicznie jeden z kącików swoich ust.udając,że nie zna powodu Jej łez.-przez Ciebie,bydlaku.zadowolony?!-wykrzyczałam,bez zastanowienia.zagryzając z całej siły zęby.-nawet nie wiesz jak bardzo.-odpowiedział,puszczając do Niej oczko,odwrócił się i odszedł,pełen satysfakcji...
|