Dzień piąty.
To jednak jest uleczalne. Cofa się. Już nie paraliżuje mnie ból na samą myśl o nim. Ludzie wydają mi się teraz tacy inni. Nawet osoby, które tak dobrze znam, są mi obce. Nie ufam im. Nikomu już nie ufam. Trzymam dystans. Ale w nocy to jednak powraca. Ten nieunikniony sen, w kółko ten sam. Ta scena, gdy w półmroku jego sylwetka chowa się między drzewa. Nagle znika, jakby przeszedł przez jakąś barierę, zamkniętą tylko dla mnie. Niewidzialną kopułę otaczającą go, przez którą ja w żaden sposób nie mogę przejść. Jest już dla mnie niedosiężny.
|