to nic, że przy kolegach zgrywał twardziela bez uczuć.
to nic, że zachowywał się jak brutal chory na znieczulicę.
nie miało dla mnie znaczenia,
że przy nich potrafił mnie jedynie klepnąć w tyłek,
udając, że się nie znamy.
najważniejsze, że kiedy byliśmy sam na sam, mówił o miłości.
był najbardziej czułym i kochającym mężczyzną
jakiego kiedykolwiek było mi spotkać.
potrafił płakać, zarzekając się że jak potwornie kocha.
całować, dając mi tym samym poczucie bezpieczeństwa.
ważne było dla mnie to kim był naprawdę,
a nie to kogo udawał.
|