Mam wrażenie, że zatrzaskuję przed nosem drzwi komuś, kto przyniósł torby z moimi zakupami i kogo sama zaprosiłam, aby je ze mną zrobił. Był stoicko cierpliwy, doradzał, odradzał, wystawał przed przymierzalniami, stał ze mną we wszystkich kolejkach do kasy we wszystkich sklepach tego miasta, potem niósł wszystkie ciężkie torby, a gdy podeszliśmy pod drzwi mojego mieszkania, wzięłam te torby od niego i zatrzasnęłam drzwi przed nosem. Już nie był mi potrzebny. I nawet mu nie podziękowałam, głównie ze strachu, że moją wdzięczność mógłby pomylić z przyzwoleniem i mieć nadzieję na następne zakupy. Tak się teraz czuję. Wrednie, okropnie. Cuchnę na odległość egoizmem i obłudą, l przy tym wszystkim wiem, że on dołożył do tych toreb swoje serce i teraz bez niego jedzie autobusem do domu. Ale jutro będzie miał nowe. Po to, aby mi je dać, gdybym kiedyś po zakupach zechciała wpuścić go do środka. Nie potrafię sobie z nim poradzić.
|