Długa droga. I zmęczone nogi. Chwytałam gwiazdy. Połykałam każdą, jedna po drugiej. Zimne powietrze rozcinające przełyk. Palce pokaleczone na strunach chroniłam w ziemi. To też chyba było szczęście A gdy przychodził dzień, goniłam słońce. Ja chyba nie mogłam zrozumieć, że ono jest we mnie.
Rozsypane koraliki. Pływałam w tęczowej rzece. Dławiłam się wodą. A potem leciałam. I temu nikt nie może zaprzeczyć. Niewygodny materac. W powietrzu zapach. To też nie kwiaty. Oszukane zmysły. Słaby blask wypalających się świeczek. Wosk zastygły na dłoniach. Szept ulatujący pod ziemię. Krążące szczęście.
|