siedziała w parku. na jednej z zielonych ławek. czytała kolejną z głupich miłosnych powieści. z wypiekami na licach i dumną miną na twarzy czytała. do końca. uśmiech na jej twarzy był wyczuwalny z najdalszej mili i najbardziej liczącego kilometra. pozwalała wiatru czesać kosmyki swoich blondawych włosów i nie zabraniała słoncu by jego promyki musnęły jej rzęs . cała przechodnia patrzyła się na nią jak na jakiegoś kretyna z psychiatryka, ale nie obchodziło ją to. glupia i naiwna. tak można ją nazwać. nie zdawała sobie sprawy, że miłość istnieje tylko w bajkach.
|