Miałam łzy w oczach, gdy szłam wieczornym chodnikiem i słyszałam jego wołanie. Zły czas na łzy. Mogłabym przecież odwrócić się, zwolnić kroku, zatrzymać się, a nawet pobiec w jego stronę i rzucić mu się na szyję. Mogłabym przecież zaprzeczyć własnym słowom. A przecież nie mogłam. Nie mogłam ulec. Przecież te słowa popłynęły wtedy z mojego wnętrza. Jak mogłabym przeczyć sama sobie? Zresztą to mógł być efekt utraconych korzyści, który zawsze pojawia się, kiedy człowiek zmuszony jest do dokonania jakiegokolwiek wyboru. Uparcie postanowiłam być twarda. Udało mi się. Ale być może jednak zrobiłam to wbrew sobie. Próbowałam od nazajutrz zapomnieć o nim i jakoś nie udawało mi się wymazać go z pamięci. Im bardziej starałam się nie pamiętać, tym silniej wracał w myślach, słowach, gestach i porównaniach.
|