nie mogła nad sobą zapanować, gdy dowiedziała się, że On ją kocha. Jej niebieskie jak szafir oczy zaszły łzami na samą myśl o Nim. Od tego dnia zawsze gdy miała zły humor przypominał jej się ten wieczór. Niebo usłane gwiazdami tak jakby ktoś posypał czarną jak sadza tkaninę złocistym proszkiem. W ten oto piękny bezchmurny wieczór, On wyznał jej miłość. Zawsze to wprawiało ją w lepszy nastój. Coraz częściej popadała w melancholię i marzenia. Śniła o jego oczach zawsze błyszczących ilekroć na nią spojrzał, o ustach z których nie znikał nigdy szczery uśmiech, o ciepłu jego dłoni, którą położył na jej policzku by otrzeć spływającą łzę goryczy i wreszcie o jego ciepłym i miękkim głosie, który tyle już razy podnosił ją na duchu, doradzał. Bała się kolejnego rozstania, ale tym razem nie miałby ją kto pocieszyć, a to rozstanie byłoby najboleśniejszym ze wszystkich. Straciłaby nie tylko miłość ale i przyjaciela.
|