Zwykle, gdy jakiś dotąd obcy człowiek zaczyna się niespodziewanie wkradać do naszej codzienności, jakimś gestem, mglistym wspomnieniem lub choćby rysunkiem bez podpisu, zachowujemy się dwojako;
albo robimy mu z pewną nieśmiałością miejsce obok, zdumieni, że jakieś wolne miejsce koło nas jest, albo szybko i sprawnie przeprowadzamy się na druga stronę marzeń. I wówczas bezpieczni, choć oczywiście nieszczęśliwi, pozbywamy się resztek fascynacji tą obcością. Tak, jakbyśmy wycierali ślady niedokonanej zbrodni. I ja czułam się teraz właśnie taka bezpieczna oraz nieszczęśliwa...
|