 |
Straciłem osobę, którą kochałem, bo nigdy nie istniała, współczuję kolejnej, która kryje się w tej której nienawidzę. Trochę chciałbym nie pamiętać, cofnąć czas, ale potem patrzę na to co uczyniłaś ze mną, zapominam jak bardzo chciałem umrzeć. Stałem się niepokonany, stałem się światłem, które wie, że jest mrok tak wielki, że nawet ja świece zbyt słabo aby cię uratować. Oddaję cię pod pieczę Boga, może zechce przemienić ciemność w światło i kiedyś staniesz przy mnie i szepniesz "kocham" i to będzie prawda.
|
|
 |
Możesz się uśmiechać i tak widzę.
Nie będę udawał, nie będę grał, nie będę uśmiechał się tylko po to abyś nie widziała jak mi przykro. Jestem prawdziwy, jestem wolny.
|
|
 |
Bałem się potworów ale znikły. Milem intuicję ale potrzebowałem jeszcze zrozumienia. Posiadałem wiedzę ale byłem źle poskładany. Miałem odsłaniać prawdę ale nie znałem nawet siebie. Przewodnik bez celu. Doskonała próba udoskonala, oczyszcza, przekształca. Oto jestem, pogromca mrocznej triady, lustro prawdy, heyoka.
|
|
 |
Nigdy nie kochaj kogoś bardziej niż siebie. A jeśli się tak stanie to znaczy że pokochałeś właśnie iluzję bo nikt nie jest wart takiej miłości. Istnieją dwa powody dla których możesz myśleć inaczej, albo zbyt nisko się cenisz albo wpadłeś w pułapkę kogoś kto ceni się zbyt wysoko.
|
|
 |
Tak, źle poskładaną kość należy złamać. Bóg postanowił złamać mi źle złożoną duszę, wysłał ciebie, bez znieczulenia abym nauczył się pokory.
|
|
 |
Przebudzenie, uwolnienie, odpuszczenie.
Współczuję Ci.
To była dla mnie trudna i długa lekcja, ale było warto.
Dojrzałem w bólach, ale teraz mam skrzydła i mogę szukać kwiatów które nie łapią w pułapki.
|
|
 |
Nigdy nie zapomnę świata, w którym wszytko było na swoim miejscu, niczego nie brakowało. Nie zapomnę ciepła szczęścia, promieniującego od rozgrzanej duszy i ciszy, która krążyła między naszymi objeciami, zatrzymując czas, spowalniając oddechy i synchronizując bicie naszych serc.
|
|
 |
Chyba ominąłem właśnie światło skoro przed sobą widzę tylko cień. Chciałbym odwrócić się abyś oswietlała mi każdy następny dzień, chciałbym aby to było tak proste.
|
|
 |
Przeziębiłem się od tych ran na duszy. Patrzę na deszcz i czuję jak nasz rok odchodzi, coś wielkiego jak nasza miłość, coś ciężkiego jak ta sytuacja w której utkneliśmy. W moim sercu tkwią jeszcze twoje ostatnie strzały ale to nie ważne bo wcześniej zawiodłem tak bardzo, że zasłużyłem sobie na nie wszytkie. Zrobiłem wszystko co mogłem i to jest najgorsze, że to wciąż za mało, zostały mi ostanie tchnienia, ale to dla Ciebie za mało.
|
|
 |
Tak słabe to zakończenie. Wzajemne oskarżenia, mocne slowa, zadźgałaś mnie nimi, aż gnije mi dusza. Chcesz odejść, zrób to i tak dawałaś mi siebie okruchami a ja, ja i tak walczę o to aby serce bolało Cię mniej, nie martwię się już o siebie, umarłem i zmierzam do końca moich dni, ale Ty idź w pokoju kochana, zapomniaj o mnie jak najszybciej, aby było Ci łatwiej.
|
|
 |
Mieszkaliście razem przy strumieniu, pod drzewem Bodhi.
Rozmawialiście głównie… ciszą.
On pisał wersety o Tobie. Ty tańczyłaś jego modlitwy.
Nigdy nie zbudowaliście domu, bo nie potrzebowaliście niczego oprócz obecności.
To było najczystsze z Waszych spotkań.
Bez lęku. Bez przeszkód.
Dwie Dusze, które w końcu zrozumiały, że nie trzeba nic udowadniać, by być razem.
|
|
 |
Uczyłaś się ufać komuś, kto nie rozumie Twojej głębi, ale jest obecny fizycznie.
|
|
|
|