 |
Zmarnowałam tyle czasu na Ciebie, by się dowiedzieć, że to nie jest coś wyjątkowego. Taki chodzący ideał potrzebuje kogoś równego siebie. Kłamczuchę, dziwkę j najlepiej blond. Zły adres, do widzenia Tobie.
|
|
 |
Ah, wybacz. Sądziłaś, że jestem ślepa, że nie mam uczuć, że nie zauważę już nic co się wydarzyło? Sorry, ale myliłaś się. Widzę wszystko to co wokół się dzieję. Widzę i czuję, ale nie reaguję, bo jakoś nie jest mi do śmiechu. Przestało mnie obchodzić Twoje istnienie, te kłamstwa, które zostawiasz za każdym razem przy mnie. Przywykłam, że powroty są jakie są i coraz częściej one się kończą. Mam już to gdzieś. Mam obojętność w sercu na Ciebie i na to co robisz. Choć dusza cierpi, ale ten ból da się wytrzymać. Można go przecież zastąpić czymś innym, czymś niezrozumiałym dla większości człowieczeństwa. Czymś o czym ty już nie musisz wiedzieć, bo nie istniejesz już w moim świecie. Nie będę się prosić o nic. Sama wybrałaś, bo zrobiłaś co chciałaś. Mi to już jest obojętne do czego potem się posuniesz. Nie interesuje mnie od pewnego czasu co się z tobą dzieje. Bo ostatnią rozmową dałaś mi wiele do zrozumienia. Pokazałaś, że nasze wspólne życie było tylko zabawą.
|
|
 |
O czym mówić, o czym myśleć, kiedy to wszystko rozpierdala mnie od środka? Nie wiem czy chcę i czy potrafię jeszcze być szczęśliwą i radosną dziewczyną. Nie wiem czy mam siłę udawać, jak życie może zajebiście wyglądać, kiedy ból, który odszedł na nowo powraca, ale z dnia na dzień coraz silniejszy. Chyba czasami miałam za dużo planów, zbyt wiele marzeń. Chciałam rzeczy niemożliwych od życia, choć wiedziałam o tym. Lecz starałam się walczyć do samego końca. Próbowałam pokazać coś samej sobie. Starałam się walczyć o siebie, o własne życie, aby przetrwać, aby nie zniknąć z powierzchni obecnego świata. Ale nie udało mi się to. Zbyt często upadałam i wciąż upadam. I jakoś nie widzę już żadnej przyszłości dla siebie w tym jakże pojebanym świecie. Nie widzę tego, aby kiedyś jeszcze wyszło słońce. I tak, mam chęć uciec, zniknąć i odejść. I to zrobię. Wcześniej czy później, ale to zrobię i nikt nie będzie znał dnia ani tym bardziej godziny kiedy zniknę z powierzchni tego świata.
|
|
 |
Przyjaciel czy przyjaciółka? Nie wiem o czym do mnie mówisz. Nie znam znaczenia tych słów. Kiedyś wydawało mi się, że wiem co one znaczą, co człowiek czuje kiedy ktoś obcy a jednocześnie bliski jest przy nim. Lecz myliłam się. Nie znam tego określenia. To w poprzednim życiu bardzo mnie zmieniło. Straciłam wiarę w rzeczywistość. Utraciłam stały grunt pod nogami i przekonałam się, że przyjaźń nigdy nie istniała dla mnie. Bo wiem, że gdyby było inaczej to moja teraźniejszość wyglądała by zupełnie inaczej. Nie byłoby tyle samotności, bólu, smutku. Byłby ktoś kto umiałby dać mi jeszcze wiarę i wsparcie w to, że istnieje coś o czym nie mogłam się przekonać. Coś co zwane jest szczerością, miłością i bezpieczeństwem. Ale tego nie ma. Nie było i nie będzie. Więc nic już nie szkodzi mi tak bardzo, jak fakt, że przez kłamstwa ludzi i ich odejścia zmieniłam się. Powróciłam do stanu, gdzie maska jest stanem idealnym, a błędy ratunkiem przed bólem wspomnień i uczuć.
|
|
 |
Im więcej brakuje, tym więcej się pojmuje.
|
|
 |
O drugiej nad ranem świat jest nieco przyjemniejszy, nikt ci nie przeszkadza, idąc ulicami słyszysz tylko odgłos własnych kroków, zaciągasz się papierosem, delektujesz się ciszą, pozorną ciszą, bo tak naprawdę masz ochotę krzyczeć ile sił w płucach. Chodzisz ulicami, miasta którego nie znosisz, idziesz przed siebie w kierunku znanym tylko tobie, w końcu nikt nie spyta cię, dokąd idziesz o drugiej nad ranem. Tak, druga nad ranem to czas największej samotności fizycznej i psychicznej. Wtedy jesteś tylko ty, papieros i echo twoich kroków.
|
|
 |
Żyć, śnić, płakać, śmiać lecz po cichu.
|
|
 |
Wszyscy tacy normalni. Wytykają palcem zanim zacznę być dziwny. Nawet nie marzę żeby być sobą dla ludzi.
|
|
 |
Czasem mam wrażenie, że jest tak jakby wszechświat próbował nadrobić wyrządzone mi wcześniej krzywdy stawiając na mojej drodze tych wszystkich niesamowitych ludzi... równocześnie mi przy tym udowadniając jak bardzo na nich nie zasługuję.
|
|
 |
Urodziłem się po to, żeby grać...ale umrę, bo nie umiem.
|
|
 |
6/-Czekaj! Ja nie wiedziałam, ja w zdenerwowaniu. Nie miałam tego na myśli. Kocham Cię, słyszysz, kocham. Kuba, proszę Cię zostań, to wszystko nie tak. Ja tak wcale nie myślę.
-Ale ja Ci już w to nie wierzę. Wiem, że to byłaś cała Ty. To wszystko, co w sobie tłumiłaś lata. Cieszę się, że w końcu Cię poznałem skarbie, ale już Ci nie wierzę. Cześć.
|
|
 |
5/-Ale to był przecież żart! Zobacz jaka dziś data! I co..? Prima Aprilis! Nigdy Cię nie zdradziłem. Kocham Cię Anka, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo teraz sam nie wiem. Zawsze zagadywałem Cię rozmowami o pracy, bo jesteś zamknięta w sobie i chciałem uniknąć ciszy. Seks był taki, bo tylko taki znam. Przecież wiesz, że jesteś moją pierwszą i jak widzisz jedyną. Nigdy nie sądziłem, że tak mnie widzisz...ale co ja Cię będę zanudzał. Odezwę się, jak to wszystko przemyślę. Cześć! - Powiedział Kuba z żalem w oczach. Ania stanęła jak słup soli. Nie wiedziała, jak to się stało, że w jednej chwili była zdradzona i porzucona, a w drugiej sama stała się bezwstydnym oprawcą. Bezmyślnie chwyciła go za rękę, by przytrzymać mężczyznę.
|
|
|
|