 |
|
Najtrudniejsze w samotności są wieczory, kiedy zdajesz sobie sprawę, że kolejny dzień tracisz, nie mając dla kogo go wykorzystać.
|
|
 |
|
poradzę sobie, zawsze sobie radzę...
|
|
 |
|
Myślę o Tobie i jakoś nie mogę przestać ...
|
|
 |
|
Zawsze, gdy chciało jej się płakać podnosiła wysoko głowę nie pozwalając lecieć łzom. Od tamtego dnia nigdy już nie spojrzała w dół.. /yy_niemuszenic
|
|
 |
|
dla Ciebie zmienie się i pójdziemy do piekła razem . /yy_niemuszenic
|
|
 |
|
leżałam obok łóżka z nieobecnymi źrenicami. wpatrywałam się w klamkę u drzwi. odpływałam, jakbym traciła przytomność z sekundy na sekundę. po policzku poleciała mi gorąca, słona łza. przymknęłam powieki, a ręce opadły mi bezwładnie obijając się o twarde podłoże. w uszach było słychać jedynie czyjeś kroki. jakby gdzieś w oddali, ale jednak blisko. przełknęłam ślinę kiedy poczułam czyiś gorący oddech na nosie i czyjeś ręce, które spazmatycznie oplatały moje ciało. ktoś wziął mnie na ręce i wtulił do własnej piersi. poczułam znajome perfumy. uśmiechnęłam się i złapałam się jego koszulki nie chcąc puścić. położył mnie na łóżku krzycząc coś. nic nie rozumiałam, jednak krzyczał. żałośnie przestraszony błagał o coś. zaraz potem moje serce przyśpieszyło, aby w końcu się zatrzymać. jak wskazówka w zegarze z powodu braku baterii. siły, i wytrwałości. ostatni raz ścisnęłam jego dłoń i zasnęłam nie budząc się już. / yy_niemuszenic
|
|
 |
|
moje uczucia były niczym rozlane mleko. wpływające między pojedyncze, nierówno ułożone płytki, gdzieś w korytarze fug. pałętały się - zagubione, nieme i niewidome.
|
|
 |
|
"To ten świat, na niego łatwo zrzucić winę. To ten świat, a nie my, jest skurwysynem. Kocham cię, przecież wiem, pamiętam. Może jednak spędzimy razem święta?" [Sokół]
|
|
 |
|
jak znowu pomyślę o związku, zróbcie mi coś. cokolwiek, może boleć. nie pozwólcie, żebym znów oplotła swoją duszą czyjeś serce, a niedługo po tym, kolejny raz wspominając przeszłość, zwyczajnie je pogniotła, zrzuciła w bezdenną przepaść.
|
|
 |
|
z krótkim "jezu, chodź" wyciągał mnie w środku zimy na dwór, w samym sweterku i skarpetkach. w pośpiechu tłumaczył, że musi mi pokazać coś niebywale ważnego, po czym brał mnie na ręce i zarówno osłaniał, jak i ogrzewał, swoimi ramionami. na zaśnieżonym chodniku, mrużąc oczy przed padającym śniegiem, wyznawał szeptem, jak kocha i komplementował moje udekorowane białym puchem włosy. w końcu, na pytanie o to, co chciał mi właściwie pokazać, uśmiechał się zmieszany i oznajmiał: "no, pada!".
|
|
 |
|
mając sześć lat pospiesznie, by zdążyć na wieczorynkę, przyklejałam kolejne elementy papieru kolorowego na karton. zaciskając w ręku tubkę z klejem, przez myśl mi nie przeszło, że kilka lat później prócz makulatury, będę sklejać jeden z narządów - serce.
|
|
 |
|
patrzyłam w ślad za odjeżdżającą śmieciarką z uczuciem, iż właśnie zabrała z mojego kosza wszystko, doszczętnie - dziesiątki puszek po coli, czy kartek z moimi niezdarnymi myślami. pozorne banały, lecz oplecione scenerią chwil, tysiącem myśli, które tłoczyły się chaotycznie po mojej głowie. gdzieś, na którymś z wysypisk, odkładały się moje wspomnienia. gniły, przepadały, zostawały zasypywane przez poodrywane fragmenty dusz innych. tak umarło moje serce - nie znosząc świadomości tego, że sekundy w których biło, z cholernym sensem, bo miało ten raz w życiu dla kogo, odeszły.
|
|
|
|