Był wieczór, wyjątkowo ciepły jak na tę porę roku, mimo że delikatnie padał deszcz. Przycisnął mnie jeszcze mocniej do siebie, a ja poczułam jego przyśpieszony rytm serca. Zaczął delikatnie ustami muskać moją szyję i powoli przesuwać się w górę, dotarł w ten sposób do ust - miejsca, które do tej pory nie było jeszcze przez niego zbadane; zawsze, gdy chciał czegoś więcej odsuwałam głowę, cicho przepraszając. Tym razem jednak uległam... Pocałunek był tak subtelny, delikatny, że wprost magiczny, jednak krótki. To ja odsunęłam głowę i z figlarskim uśmiechem spojrzałam mu w oczy. Dobrze wiedziałam, że pozostawiłam niedosyt w nas obojgu.
|