|
nadam sobie prawo do palenia papierosów i używania wulgaryzmów, pewności siebie ponad normę i nienoszenia stanika. będę się chwalić swoimi majtkami i zdzierać obcasy na nierównych chodnikach. jeśli najdzie mnie ochota, nie dopnę ostatniego guzika w tak skąpej bluzce i upiję się do cna. nie pogardzę też głośnymi napadami histerii i piciem wina w piaskownicy o piątej piętnaście nad ranem. jeśli tylko będę chciała. a potem i tak całą winę zrzucę na ciebie.
|
|
|
byłeś czuły, kochający, delikatny. a teraz chyba ci się baterie wyczerpały.
|
|
|
zjebałeś to czego nie powinieneś. kiedyś jeszcze mówiłeś to kurewskie - "kocham". a teraz? teraz potrafisz tylko odpierdalać obraźliwe teksty w moją stronę. kim ty chuju jesteś? jest mi wstyd. wstyd, że kiedyś z tobą byłam. i najchętniej cofnęłabym czas o to jebane pół roku.
|
|
|
kiedy nawiedzają mnie myśli o tobie, mój środkowy palec pnie się w górę, język chce puścić wiązankę przekleństw i nadchodzi ta nieodparta ochota, żeby wziąć czarną farbę z piwnicy i drukowanymi literami wyjebać na ścianie w najbardziej widocznym miejscu: "FUCK YOU, YOU FUCKING FUCK!".
|
|
|
poprosiłeś mnie byśmy poszli na cmentarz. zaprowadziłeś mnie na grób jakiegoś chłopaka. po dacie widziałam, że zginął młodo. usiadłeś na ławce i zacząłeś płakać. ty, ten twardy facet, który nie potrafi ukazywać uczuć, zaczął płakać. usiadłam obok ciebie, "kim był?" - spytałam. pokazałeś mi bliznę na brzuchu po ranie kłutej. znałam ją dobrze, ale nigdy o tym nie mówiłeś. "to mój przyjaciel. on miał sześć takich, za mnie, rozumiesz?" - powiedział. nie rozumiałam, ledwie mówił. nigdy nie widziałam by coś tak przeżywał. "byłem bardziej pijany, nie miałem siły by się bronić. obronił mnie, zasłonił własnym ciałem. teraz rozumiesz? zgarnął moje kłucia. ja powinienem tu leżeć" - wydukał. patrzyłam na niego przerażonymi oczami. mocno go przytuliłam, nie mówiąc nic. doszło do mnie, że mogło go tu nigdy przy mnie nie być, a jednocześnie nie mogłam wyjść z podziwu odwagi jego przyjaciela, który obronił go własnym ciałem. wtedy zrozumiałam co to prawdziwa przyjaźń.
|
|
|
chyba zawsze już będę powtarzać, że o wiele lepiej jest kumplować się z facetami niż z kobietami. zobacz ile to kryje w sobie plusów. mężczyźni są mniej zaborczy, chociażby o to, że kupiłaś sobie jakieś tam lepsze ciuchy od nich. nie będą zazdrośni o to, że masz nowego, cudownego faceta. szczerze powiedzą ci, jak wyglądasz w tej nowej sukience przed wyjściem na imprezę. pomogą ci zarwać do kolesia, który od dawna ci się podoba. nauczą cię kilku dobrych sztuczek, dzięki którym twój podryw będzie bardziej skuteczny. nie będą się nad tobą roztkliwiać, gdy przy flaszce zaczniesz opowiadać o swoim złamanym sercu, tylko porządnie przytulą do siebie, bluzgając na frajera, który doprowadził cię do łez. dzięki nim nauczysz się w młodości jeździć na desce, jak się zaciągać, poznasz smak dobrej imprezy. oni nauczą cię bycia niezależną, twardą, silną. potem możesz być dumna, że nie jesteś jedną z tych, które piszczą bo złamał im się paznokieć.
|
|
|
usiadła na huśtawce, włożyła słuchawki w uszy i zamknęła oczy. wiatr rozwiewał jej ciemne włosy. spod powiek zaczęły wyłaniać się łzy - grube krople, spadające na jej dekolt. powoli zaczynało kropić, a podmuchy wiatru stawały się coraz silniejsze. nie liczyło się nic - nic poza tą cholerną myślą: "dlaczego?". tak bardzo chciała wyjaśnienia, czegokolwiek - tak bardzo chciała zrozumieć czemu jej to zrobił.
|
|
|
weszłam z tatą do sklepu, do którego wpada codziennie przed pracą. w sumie wyglądało jakbyśmy byli obcymi sobie ludźmi i weszli tam całkiem osobno. miła ekspedientka spytała co podać. tato wymienił kilka produktów, po czym podał pieniądze. babce uśmiech nie schodził z twarzy, a słodkich słówek miała aż nad to. w końcu nie wytrzymałam i przytulając się do taty powiedziałam: "tatuś, a może tą bombonierę w kształcie serca dla mamy, co?". ekspedientce wyszły gały, a tato z miłym uśmiechem dodał: "no to poprosimy jeszcze to". tak, lubię zaskakiwać ludzi i owszem - jestem cholernie zazdrosna, jeśli chodzi o tatę.
|
|
|
kocham spać. moje życie ma skłonność do rozpadania się na kawałki, kiedy jestem obudzona.
|
|
|
nie wiązałam z nim jakichś szczególnych nadziei. wiedziałam, że mamy inne charaktery, sposób spędzania wolnego czasu, inne zdanie w wielu sprawach. jednak gdzieś na dnie serca zabolało gdy odszedł. spędzałam z nim sporo czasu, chyba nawet przyzwyczaiłam się do jego obecności w swoim życiu, wiele się od niego nauczyłam - tych złych i dobrych rzeczy. dziś jest mi smutno, bo wiem, że już nigdy nie zobaczę jego źrenic wpatrzonych w moje. czasami mi go brakuje, tak po prostu.
|
|
|
po całym domu rozległ się odgłos upadającego szkła. wbiegł do pokoju i ujrzał ją skuloną na podłodze. podszedł bliżej i otarł spływające po jej policzku łzy, po czym mocno przytulił jej drżące ciało. wtuliła się mocno w jego ramiona, w których zawsze czuła się bezpiecznie i cicho wyszeptała "bądź". uniósł jej podbródek ku górze, pocałował drżące usta i cicho odpowiedział "będę".
|
|
|
tato robiąc sobie śniadanie spytał czy też chcę, dostając odpowiedź "nie dzięki". gdy przy obiedzie spytał o deser, usłyszał identyczną odpowiedź. w końcu nie wytrzymując oznajmił: "śniadania nie je, obiad ledwie rusza, słodyczy nie chce - zakochanie normalnie". na co z lekkim uśmiechem, biorąc jabłko dodałam: "dupa, nie zakochanie. dieta tato, dieta".
|
|
|
|