 |
Dałaś mi zazdrość, oskarżenia, kłamstwa, ciszę, manipulację, okruchy obecności i nazwałaś to miłością a kiedy odszedłem bo nie chciałem dalej twojej i mojej krzywdy, ty oskarżyłaś mnie o brak miłości, gdy ufałem, czekałem, byłem szczery i zawsze dla Ciebie aż wyniszczony, straciłem wolę życia. Uważasz, że nie doceniłem twojej miłości a ja myślę, że ty nawet nie wiesz czy ona jest.
|
|
 |
i poczuła się niebezpiecznie zakochana w człowieku, którego prawie nie znała.
|
|
 |
nie mogę, po prostu nie mogę wytrzymać tego co robimy. przecież ani ja nie kocham ciebie ani ty mnie. i gdy tak leżysz w moim łóżku i patrzysz w ścianę, a ja trzymam głowę na twoim torsie i mam ochotę się rozpłakać, to nie wiem czy bardziej nienawidzę ciebie czy siebie.
|
|
 |
rozdygotane serce, prawie wypychające żebra z klatki piersiowej. jeden, postrzępiony jak brzegi starych książek mięsień, dedykujący każde swoje uderzenie tylko dla jednego człowieka, złożony w jedne, wiecznie zimne ręce, aż do końca.
|
|
 |
wkurwiam się. notorycznie chodzę wkurwiona i pozdrawiam każdego kolesia środkowym palcem. nie zmuszam się do uśmiechu i nie maluję warg krwisto czerwoną szminką byleby tylko jakiś przydupas zwrócił na mnie uwagę. jestem zła na cały świat. najbardziej na pewnego mężczyznę, który... wspominałam już, że jestem wkurwiona?
|
|
 |
w moim domu będzie parapet. specjalny parapet dla rozmyślań. rozmyślań i kubka herbaty.
|
|
 |
Nie potrafię być już tym gościem z przed kilku miesięcy. Wczoraj próbowałem ale już nie potrafię, zbyt dużo rozumiem, zbyt wiele się nauczyłem z błędów twoich i moich. Przynajmniej to wczorajsze spotkanie, będzie naszym mniej bolesnym pożegnaniem.
|
|
 |
siedzimy razem, popijając pozbawionego już smaku lecha. niby jest dobrze, ale atmosfera jest tak gęsta, że spokojnie można ją kroić nożem. wszystko przez to, że oboje nie radzimy sobie z życiem. razem było łatwiej. dlaczego więc nie potrafimy się do tego przyznać? dlaczego wznosimy toast za miłość, której rzekomo nie ma? jest, spójrz tylko na to z innej strony. niech nie zwiedzie cię mój uśmiech, który służy tylko po to, by już nikt więcej nie zapytał, co mi jest.
|
|
 |
tamtej nocy przyszedł zupełnie trzeźwy, mijając mnie w progu, ruszył na piętro. przez dobre pół godziny zagadywał mnie byle czym, pieprzył głupoty. w końcu podszedł do okna i zastygł na moment. podeszłam, na co łzy w jego oczach zabłysnęły blaskiem księżyca: "już miałem brać do pyska czystą. wtedy poczułem, że cię tracę".
|
|
 |
faceci są dziwni. zaczynają się starać, kiedy mi jest już wszystko jedno.
|
|
|
|