|
o jeden most za daleko, pod zamkniętą powieką nadal tłamszę w sobie ból, poniekąd znów przecieram oczy, po czym dotyk przemocy broczy serce w emocje tych nocy
|
|
|
Ty stoisz obojętna, jednak mówiąc do mnie, uśmiercasz we mnie wszechświat, nic nie trwa wiecznie, faktycznie nic gdy jest za wcześnie by ucichły szepty modlitwy
|
|
|
fascynacją wspólnych słów, gdyż Tobie życie zawierzam, wątpliwości zburz, chociaż nie wiem co zamierza Bóg
|
|
|
wzniosę głowę i spokojnie ułożę obok Twojej, mamy tylko moment, by poznać siebie znów
|
|
|
proszę, rozpal w moich oczach ogień, byś mogła ogrzać dłonie i zostać tu
|
|
|
na spalonym moście brakuje nam horyzontów wspomnień, jesteśmy obcy sobie przez te sekundy na słuchawkach
|
|
|
dziś jest dobrze, kiedy w jego słowach, odkąd w twoich oczach zobaczyłem słowo 'kocham'
|
|
|
ile znaków zapytania zawisło nad mym życiem, odpowiadam z wykrzyknikiem mieszaniną błędnych liter
|
|
|
dlaczego gdy samotności nie widać końca, coś każe mocno stąpać, coś lecieć do słońca
|
|
|
dlaczego dałeś mi powód, by żyć, marzyć, śnić znowu, gonić czas lub kpić z niewykorzystanych szans, które w pewien sposób umierają wraz z nami, gdy dajesz powód by chwile kraść a marzenia palić
|
|
|
te przeklęte wersy heroiną, pół przytomny gdy me oczy i tej nocy udają się na odwyk
|
|
|
mija kolejny rok, palę nastepny most, chwila w prost, jak jak na złość, po sto kroć gardzi mną, dość! dosyć tego moje niebo, w nim łzy kropla, następna, która chciała uczyć mnie do końca
|
|
|
|