 |
walczymy zaparcie o rzeczy nie możliwe. dążymy do spełnienia abstrakcyjnych marzeń i realizacji nieosiągalnych snów. wydaje nam się, że jesteśmy silni i damy radę. że nic nie jest w stanie nam przeszkodzić, a my z satysfakcją osiągniemy cel. w życiu każdego z nas, nadchodzi moment kiedy uświadamiamy sobie jak bardzo się myliliśmy i jak nasza bezsilność jest w stanie nami manipulować.
|
|
 |
wciąż się zamyślam, odcinając na dobre od Bożego świata. co chwilę czuję szturchanie z pytaniem czy wszystko w porządku. ludzie sugerują, że chyba się zakochałam. a ja tylko niemo zaprzeczam, kręcąc głową. wcale się nie zakochałam. tylko myślę o takim jednym, jakieś 24h na dobę. analizując każdy z jego oddechów.
|
|
 |
jej desperacja doprowadziła do zachowań, niemal obsesyjnych. była w stanie podejść do obcego mężczyzny w autobusie i przytulając się znienacka, zacząć żalić jak bardzo brak jej miłości.
|
|
 |
obudziła się z niemym krzykiem w środku nocy. cała roztrzęsiona nie wiedziała co się dzieje. kolejny raz zasnęła w ubraniu, po wypiciu butelki taniego wina. nie zmywając wczorajszego makijażu, nie ściągając nawet szpilek. leżała drętwo na łóżku trzymając w ręku chusteczkę. to sen o nim, ją obudził. nie pamiętała szczegółów, ale zrozumiała jego przesłanie. dotarło do niej, że jeżeli nam czymś zależy, to trzeba o to walczyć. pomimo wszystko. pomimo przeciwności losu. zagryzła wargę i gwałtownie podnosząc się z łóżka, chwyciła za płaszcz, wybiegając z mieszkania. biegła w rozczochranych włosach, niedbałym makijażu zrobionym dzień wcześniej. biegnąc jak oszalała, targając swoją sukienkę. zobaczyła go na ich wspólnej ławce. siedział w świetle jednej z latarni. było widać, tylko jego twarz. podeszła delikatnie stąpając z nadzieją, że uda jej się wyrazić swoje uczucie. wyciągnęła do niego rękę, a on patrząc na nią z pogardą w oczach, wyszeptał : 'miłości nie można kazać czekać. spóźniłaś się
|
|
 |
kochasz ją. jesteś z nią szczęśliwy, podkreślasz to w każdej rozmowie ze mną. zaciskam zęby, sztucznie kłamiąc że cieszę się Twoim szczęściem. dziękuję Bogu za to, że Cię mam. nie jesteśmy razem, ale rozmawiasz ze mną. nie ważne o czym. nie ważne, że wciąż ględzisz o tym jaka jest wspaniała. grunt, że poświęcasz czas właśnie mnie, aby o tym opowiadać. nie zamierzam z nią konkurować. niszczyć Twojego szczęścia. za bardzo mi zależy. rozmawiając z Tobą, niemo przytakuję gratulując szczęścia. mój plastikowy, wymuszony uśmiech jest specjalnie dla Ciebie. chcę, abyś czuł moje wsparcie w czymś, czego nie popieram. miłość polega na stawianiu szczęścia drugiej osoby, ponad swoje. zastosowałam się do tej zasady. nie łudzę się, że kiedyś zrezygnujesz z niej, na rzecz mnie. nawet nie śmiem o tym marzyć. najgorzej jest, kiedy nie muszę już udawać. kiedy odchodzisz pozostawiając mnie samej sobie, a ja zaczynam płakać jak skończona kretynka z ironicznymi nadziejami.
|
|
 |
czuję się jak ironiczna pomyłka widząc Cię ze swoją dziewczyną. jak kochanka żonatego, który wciąż obiecuje, że rozwiedzie się ze swoją żoną. tyle, że Ty nie składasz mi żadnych obietnic. jestem tylko zbędnym dodatkiem do Twojego urozmaiconego bytowania z inną.
|
|
 |
otwierając delikatnie oczy, spojrzała niemo na zegarek, który wskazywał kilka minut po czwartej nad ranem. nabierając głęboko powietrza, poczuła dłoń na swoich biodrze. obróciła się, ujrzawszy na poduszce obok miłość swojego życia. pachniał niebiańsko. jego ciemne włosy delikatnie podwiewał wiatr, buszujący po sypialni. zaczęła cicho łkać. była to jedna z najpiękniejszych chwil w jej życiu. łzy, które stawały w jej oczach, nie były łzami szczęścia. były to łzy pogardy własnym przeznaczeniem. wiedziała, jaki będzie finał tej nocy. jednak skusiła się na chwilę zapomnienia pomimo konsekwencji. zdecydowała, że moment szczęścia jest wart dni rozpaczy. pocałowała go czule w czoło i spoglądając po raz ostatni na jego beztroski wyraz twarzy, usiadła na brzegu łóżka. zapaliła papierosa i zaczęła ubierać wczorajsze ubranie. przetarła opuszkami palców zaschnięty tusz spod oczu i biorąc szpilki do ręki, aby go nie obudzić stukiem obcasów, wyszła bez słowa.
|
|
 |
i wciąż nałogowo wypytuję czy mnie kochasz, mając nadzieję, że za setnym czy tysięcznym razem w końcu odpowiesz twierdząco, choćby dla świętego spokoju.
|
|
 |
i ta nieodparta ochota na niekontrolowany płacz, zaraz po przebudzeniu. nie zdążę jeszcze dobrze podnieść powiek, a do moich łez natychmiastowo napływają przeszklone pustką, łzy.
|
|
 |
ona otwiera okno na oścież podczas deszczu, a tanie wino pije prosto z butelki. rano biega boso po trawie bo uwielbia dotyk rosy na stopach. zasypia podczas kąpieli i uwielbia palić papierosy podczas malowania paznokci. jest wyjątkowa. niepowtarzalna. a nikt nie jest w stanie tego zwyczajnie, docenić.
|
|
|
|