 |
siedzimy przy stole milczenia. gasną nam gesty i twarze, tylko oczy tlą się jeszcze. łzy spadając układają się w słowa, które chcielibyśmy usłyszeć.
|
|
 |
jeszcze jestem. wszystko to samo, tylko nie kocha się nigdy jak przedtem.
|
|
 |
Cholernie brakuje mi motywacji. Do wszystkiego. Nie widzę sensu, nie czuję potrzeby. Są takie chwile, w których coś we mnie uderza i krzyczy: teraz dasz radę, weź się za siebie, bo kto, jeśli nie ty? A chwilę później ten sam głos pyta: a tak w ogóle, to po co to robisz? I to jest najlepszy moment żeby odpuścić, poddać się, tak po prostu, bez jakichkolwiek pytań, bez pragnień, których nigdy nie było. Więc odpuszczam i po raz kolejny przegrywam życie. [ yezoo ]
|
|
 |
Najgorszy jest strach przez utratą osoby, która w tak krótkim czasie stała się dla nas ważna.
|
|
 |
Trochę się zdenerwowałam, a trochę mi się zrobiło smutno. Zawsze mi jest smutno, kiedy się przekonuję, że oceniłam kogoś za wysoko.
|
|
 |
Każdy ma problemy i idzie pod górkę. Tylko niektórzy mają Mount Everest, a inni pagórek.
|
|
 |
Tkwisz w czymś, nie do końca będąc pewnym, że to ma sens, nie będąc pewnym, czym to jest. Szara rzeczywistość. Zgubione dusze. Jesteśmy, chociaż nie wiem na jak długo. Żyjemy, chociaż kiedyś i tak nas tutaj zabraknie. Życie to próba, trening wytrzymałości. Każde uczucie, każdy ruch uczy nad jak przeżyć. Każda łza i każdy uśmiech uświadamia nam, jak silni jesteśmy w swojej bezsilności. Uwierz, że wszystko jest po coś, że my jesteśmy po coś.
|
|
 |
ona nie potrafiła zostać, ja nie potrafiłem jej zatrzymać, obydwoje byliśmy równo porąbani i dźwigaliśmy nadbagaż przeszłości.
|
|
 |
znowu zaczynałem mieć nadzieję i to już wystarczająco parszywie bolało. jeśli pozwolę sobie wierzyć, a potem znowu dostanę w pysk, zaboli jeszcze mocniej.
|
|
 |
a potem przyjdzie śmierć. wszystko rozwiązując niczego nie wyjaśni. odejdziemy tak, jakeśmy żyli: osobno. świat nasz własny i jedyny musi nam wystarczyć do śmierci i po śmierci. byle tylko nie zgłębiać tej myśli do końca, byle tylko nie przemyśleć tego fizycznie. obumieranie rąk, mącenie się myśli, sen wieczysty przeżyty naprawdę: wtedy chwyta paroksyzm piekielnego, kurczowego strachu. odejdziemy tak, jakeśmy naprawdę żyli: osobno. zawsze pomiędzy potwornie wielkim światem i potwornie wielkim niebem, samotni.
|
|
 |
czasem mam lat cztery, a czasem cztery tysiące
|
|
 |
od wczoraj znowu śnieg mi zasypuje wszystkie marzenia, papiery i miasto, skręcone sznurkiem nerwów. następuje zima na wszystko.
|
|
|
|