 |
|
chyba Was bardziej rozumiałem gdy patrzyłem z daleka
|
|
 |
|
lecz za nic nigdy Was porzucić nie chciałem,
zawsze wracałem, choć trzymałem dystans
|
|
 |
|
dmuchawce, latawce, wiatr, zatrzymuje się czas dla świata... całe niebo jest tylko da mnie, patrz: spadam, spadam, spadam, spadam, spadam
|
|
 |
|
nie zawsze mi się podobało jak jest, musiałem czasem wzrok ze smutkiem odwrócić
|
|
 |
|
nie ma nas, tylko smak goryczy i nie ma dnia bym nie myślał o tobie w agonii, mam tego dość, przykładam broń do skroni....
|
|
 |
|
możesz mnie nazwać jak chcesz, mam to gdzieś dupku, trzęsiesz się, bierzesz wdech, mierzysz w cel, ale bez skutku
|
|
 |
|
a nam nie wolno zwątpić nawet gdy w oczy nam bezdenne piekło spojrzy
|
|
 |
|
wszystko przez nasze serca na oścież otwarte, jak zawsze ludzie plują w twarz miłości
|
|
 |
|
ja wierzę, że czujecie się jak zakochani, lecz czas was wyprowadzić z błędu
|
|
 |
|
jest ciemny, niewielki pokój na końcu Twojego umysłu
|
|
 |
|
najśmieszniej to jest na początku
z pozoru jest w porządku wszystko
|
|
 |
|
wybacz przyjacielu mój że tak Ci bezczelnie przerywam, lecz cóż, ja mam przypadkowo klucz do rymów z których się wyrywasz
|
|
|
|