 |
|
nie będziesz wiecznie tęsknić, zobaczysz.
|
|
 |
|
uwierzyłam w Jego obietnice. przyrzekł spacer po tęczy i dotrzymał obietnicy. to długi spacer, który skończy się dopiero kiedy.. nie. nie skończy się. nie może..
|
|
 |
|
na mojej klatce piersiowej wciąż czuję niekiedy chłodne muskanie. tak, noszę tą połówkę serca od Ciebie.. sęk w tym, że Ty nie nosisz drugiej.
|
|
 |
|
będziesz do końca, prawda?
|
|
 |
|
i kiedy mnie rzucał w głowie kłębi mi się coraz to wspanialsze wersje dania mu nauczki. źrenice momentalnie zaczęły się powiększać, uśmiech schodził z twarzy w niewiarygodnie szybkim tempie. zależało mi na zemście, lecz nie mogłam przestać w głębi duszy rozpaczać. a tak oblewająca całe wnętrze melancholia, stopniowo okazywała się zewnętrznie. oczy stały się jakby trochę wilgotniejsze. wargi i dłonie ewidentnie drżały. podświadomość usilnie starała się odepchnąć tą ciążącą myśl, że jednak, tym razem zakochałam się niepoprawnie. i mimo tego, że stał przede mną największy frajer jakiego znałam, nie ukrywałam swojej słabości. tylko wprost łamiącym się głosem oznajmiłam jak bardzo pragnę tego ostatniego pocałunku.
|
|
 |
|
jedno mnie martwi. tak dawno Cię nie widziałam. może tylko ubzdurałam sobie, że już mi przeszło? oby to jednak nie był wymysł mojej chorej podświadomości.
|
|
 |
|
oddałabym kilka dni swojego życia. za darmo. bez żadnych zahamowań. wiesz które dni, prawda? tak, tamten kiedy się poznaliśmy. ten kiedy mnie po raz pierwszy pocałowałeś. ten w którym wyznałeś mi swoją udawaną miłość. ogólnie rzecz biorąc oddałabym wszystkie dni, spędzone z Tobą. one bolą.
|
|
 |
|
- pocałuj mnie. - co będę z tego miał? - odwdzięczę się. - jak? - tym samym.
|
|
 |
|
- co tam? - a nic, doła mam zdk. - aha. co masz? - boże.. - no co? nie rozumiem Cię. - nie rozumiesz?! nie rozumiesz, że tęsknię za Tobą? że mimo tego roku, który ciągnął się niemiłosiernie, nie zapomniałam? nie rozumiesz, że wciąż kocham Cię na tyle mocno jak wtedy? o ile nie mocniej?! nie rozumiesz, że chciałabym zapomnieć, a nie mogę? no na prawdę, kurde, mógłbyś chociaż postarać się wyobrazić sobie na czym mój dół polega! kocham Cię! cholernie bardzo. nienawidzę siebie za to! rozumiesz?! nienawidzę! - aha.
|
|
 |
|
nie odbierasz wrażenia, że mnie zraniłeś?
|
|
 |
|
i te dziwne spojrzenia rodziców kiedy włączam na full disco polo. ale no ja muszę! bo po pierwsze, Ty tak lubiłeś te piosenki. a po drugie.. pamiętasz tamtą dyskotekę karnawałową? to przy tych kawałkach po raz pierwszy mnie całowałeś.
|
|
 |
|
na prawdę chciałam wierzyć, że to tylko sen. o poranku obudzę się. wszystko będzie tak, jak dawniej. w skrzynce odbiorczej znajdę wiadomość od Niego o treści 'miłego dnia, najwspanialsza.'. zrobię śniadanie rodzeństwu. spotkam się z przyjaciółmi. a wieczorem jak zwykle będę czekać na Jego przybycie, stukając paznokciami w blat biurka. codzienna monotonia. jakże przyjemna monotonia. jednak.. to się działo na prawdę. i szczypanie się w rękę, i zamykanie oczu, i modlitwy - nic nie przeniosło mnie w czasie. siedziałam tu i teraz, delikatnie kołysząc się w tył i przód. zęby wbijałam w wargi na tyle mocno, że po brodzie ciągnęły się cienkie strużki krwi. źrenice miałam powiększone, patrzyły w nicość. odszedł. a w mojej głowie mimowolnie pojawiło się nowe marzenie - zapragnęłam umrzeć.
|
|
|
|