 |
na rogu, spojrzenia wścibskie karmią swą ciekawość
a ci wielcy kiedyś dziś wzbudzają sobą żałość
|
|
 |
alkohol w litrach, wiem paradoks, lecz pomaga wytrwać
|
|
 |
znalazłem tą ścieżkę pełną wybojów,
kroczę nią z ludźmi mojego pokroju
|
|
 |
na nic już nie liczę, wziąłem co swoje,
pierdolę zawistnych i ich paranoje
|
|
 |
nie jeden bałagan ma kurwa we łbie,
bo pił przez tydzień, bo nie wiedział co będzie,
bo pił przez tydzień, bo był na zakręcie,
bo zawsze w życiu był w drugim rzędzie
|
|
 |
to tu wciąż to samo, samotność doskwiera ludziom,
leczą ją wódą, a każdy dzień w mieście jest próbą
|
|
 |
nigdy nie odbieraj życzliwości jako słabość
|
|
 |
trudno jest zapomnieć,
tak jak trudno ufać sobie
|
|
 |
nie chcę patrzeć na świat, którego nie zdołam zmienić
|
|
 |
codziennie tracę jeden dzień bezpowrotnie w starciu z tą, która w końcu mnie dotknie i choć istotnie zapominam o niej, ona nagle tuż obok przypomina mi o sobie, dotykając kogoś, towarzysząc mi z rosnącym uporem, zastępuje ciszą słowa niewypowiedziane w porę, trudno o poręcz, skoro tak ciężko o dowód, że istnieje coś poza końcem na końcu tych schodów
|
|
 |
to gest ręki wyciągniętej po coś, czego nie ma
|
|
 |
zapamiętać nie mam siły, lubię zapominać chwile
|
|
|
|