codziennie tracę jeden dzień bezpowrotnie w starciu z tą, która w końcu mnie dotknie i choć istotnie zapominam o niej, ona nagle tuż obok przypomina mi o sobie, dotykając kogoś, towarzysząc mi z rosnącym uporem, zastępuje ciszą słowa niewypowiedziane w porę, trudno o poręcz, skoro tak ciężko o dowód, że istnieje coś poza końcem na końcu tych schodów
|